Mam takie odczucie, że każda książka na temat duchowości i filozofii którą czytam, oscyluje wokół miłości. Każdy z autorów wybiera tylko inne słowa do tego, żeby choć trochę przybliżyć czytelnikowi jej istotę. Rzecz ma się jednak tak, że nie da się wytłumaczyć czym ona właściwie jest. To trochę jak z seksem. Możesz przeczytać setki opracowań i przeprowadzić dziesiątki wywiadów na ten temat, a i tak nic nie zastąpi doświadczenia aktu miłości. Gdzieś już o tym pisałam, ale wydaje mi się, że najbliżej zobrazowania piękna i sedna miłości są poeci ze względu na to, że posługują się metaforami i stosują niedopowiedzenia, zostawiając odbiorcę z polem wolności do interpretacji.

Skoro już mowa o wolności, o której pisałam już wcześniej tutaj. Gdzieś przeczytałam, że wolność jest polem, na którym mieszka miłość. To przepiękne stwierdzenie i przylgnęło do mnie mocno. Chodzi o to, że miłość jest działaniem. Jest twórczym wyrażaniem siebie, swojej istoty. To umiejętność i gotowość rezygnowania z siebie i w tym samym określania siebie i budowania siebie. To otwartość i naturalność ekspresji. To o czym piszę jest dokładnie tym, nad czym w ostatnim roku bardzo intensywnie pracowałam. Stopniowo przekraczałam granice swojego lęku przed byciem twórczą i spontanicznym wyrażaniem siebie. To co teraz opisałam jest jedną stroną tej wolności. Jest jednak jeszcze druga strona połączenia miłości z wolnością i o tym też chciałabym napisać.

W moim życiu trafiłam na prawie dziesięć osób, które zafascynowały mnie swoją urodą. Każda z tych osób jest dla mnie światłem i miłością. Z czterema z nich miałam niebywałą radość przez jakiś okres mojego życia być bliżej. Każda z tych osób rozkwita w swoim pięknie. W każdej z nich jest tak duża siła, że z lekkością pociągają za sobą innych ludzi. Uwielbiam obserwować ich radość do życia, ich zapał do działania i to z jaką determinacją spełniają każde ze swoich pragnień. To takie osoby, których misją jest bycie blisko ludzi, ale z odwagą do bycia sobą, choćby za cenę przekraczania granic społecznych konwencji. Dobrze pamiętam każdą z tych osób. Każdą z nich mam w sercu. Pamiętam także siebie w kontakcie z nimi. To jest właśnie ta największa dla mnie niezwykłość – te osoby, z całą swoją znakomitą wyrazistością sprawiały, że odczuwałam wolność do bycia sobą i zyskiwałam odwagę do poszukiwania siebie i wyrażania siebie. Trochę tak, jakby oferowały mi przestrzeń, w której może się znaleźć i zmieścić całe moje jestestwo. Przestrzeń wolności, w której mogę tańczyć, śpiewać i dzielić się sobą w każdy możliwy sposób.

Co jest jednak ciekawe to to, że ja darzę każdą z tych osób największą miłością. Kocham w nich absolutnie wszystko. Czasami o nich myślę i wysyłam im dużo światła, ale żadnej z tych osób nie powstrzymywałabym przed realizacją siebie i swojej misji, choćby za cenę rezygnacji z kontaktu z nimi. Coś w rodzaju: kocham ich tak bardzo, że z radością i łatwością pozwalam im odchodzić. Każdy z tych bytów żyje w pełnej wolności. Oczywistym jest dla mnie to, żeby tę wolność im ofiarować. I tak myślę, że używam tutaj niezupełnie dobrych sformułowań. Bo oni SĄ wolnością. Nie mam kompetencji, zasobów, ani prawa decydować o ich wolności. Mogę jedynie wybrać swój stosunek do niej. Wyrażam ogromną wdzięczność za możliwość obcowania z tymi osobami i doświadczam ogromu radości obserwując w ciszy jak miłość w nich rozrasta się w swojej sile. Wystarczy mi świadomość, że są i że są szczęśliwi.

Mogę jeszcze dodać, że nie czuję smutku kiedy nie jesteśmy razem, nie odczuwam nawet tęsknoty kiedy jesteśmy osobno. Jakby czas zupełnie nie miał znaczenia. Czuję radość, wdzięczność i miłość. Jeśli nasze ścieżki życiowe kiedyś jeszcze się przetną, będzie wspaniale. Nie jest to jednak coś, do czego potrzebuję dążyć. I tak teraz jeszcze myślę, że zapomniałam w tym tajemniczym wyliczeniu ująć jeszcze jednej osoby. Mnie samej. I może właśnie dlatego nie cierpię. Jestem szczęśliwa zawsze, bo niezależnie od tego co się dzieje na zewnątrz mnie, mam siebie. To oznacza, że zawsze będę kochać i będę kochana. Moja przyjaciółka powiedziała ostatnio piękne zdanie: Kocham ludzi, którzy są zakochani w sobie z wzajemnością. I oto jestem. Ja, Vero Szafran, która znaczy tyle co nic i tyle co wszystko. Kocham siebie z wzajemnością miłością czystą i pełną.

Miłość jest jedna. Jeśli potrafisz kochać, to kochasz każdą istotę, która pojawia się na Twojej drodze. Nie kochasz dlatego, że ktoś jest Twoim synem, albo Twoją córką. Nie kochasz kogoś ze względu na jego urodę, status, ani to że wybitnie gotuje. Kochasz za to, że jest. Z niektórymi z nich, tymi którzy nauczyli się żyć w miłości i wolności, możesz połączyć się na wyższej płaszczyźnie. Uwielbiam te momenty połączeń i ostatnio zdałam sobie sprawę z tego, że potrafię z radością żegnać się z osobami, z którymi czuję więź. To zupełnie nowe odkrycie i uwolniło mnie to od poczucia, że wyjeżdżając od kogoś sama sprawiam jakąś przykrość. Odczuwanie cierpienia w momencie pożegnania łączy mi się z egoizmem. „Czułem się z tobą dobrze, bez ciebie będę się czuł źle” i znaczy to dla mnie tyle co: „Używam cię do zaspokojenia swoich potrzeb. Chcę Cię dla siebie, bo dajesz mi coś, czego sam nie mogę sobie zapewnić.” i może nawet „Zadajesz mi cierpienie zostawiając mnie”. – to jest ciekawy wątek na spojrzenie na rodziców, którzy żegnają się ze swoimi dziećmi kiedy one dojrzały do opuszczenia domu rodzinnego, ale rozwinę to może przy innej okazji. Ja w moich relacjach z ludźmi staram się przede wszystkim dawać, czerpać radość z tego dawania i zapominać o sobie. Czasem na krótką chwilę to się nawet udaje i dzieje się wtedy magia.

Oprócz tego co napisałam, mogę Ci zagwarantować, że ciężko o większą radość niż ta, którą współdzieli się z drugą osobą, spotykając się z nią w duchu wolności. Kiedy Wasze spotkanie jest owocem Waszej chęci dzielenia się sobą i kiedy spotykacie się dlatego, że oboje tak zdecydowaliście a nie dlatego, że któreś z Was czuło się zobowiązane, albo motywowane oczekiwaniem, że druga osoba sprawi jej przyjemność, to dajecie sobie dowód prawdziwej miłości.

I na koniec, do Ciebie: Kocham Cię, dlatego chcę, żebyś był/a  wolny/a. Hasaj radośnie w tej wolności. Czaruj świat, nieś światło i czerp z życia pełnymi garściami. Tego chcę dla Ciebie i tego Ci życzę. Lśnij, świeć, kochaj. Odnajduj drogę do siebie każdego dnia, w każdej chwili.

Dziękuję Ci, że jesteś. Niczego od Ciebie nie potrzebuję. Po prostu bądź.

Z miłością i wolnością,
Vero

Zdjęcie dodane do tego wpisu to autoportret zrobiony dzięki uprzejmości Zappy z Cykada Tattoo w Sopocie.
Gorąco zapraszam do dołączenia do grona moich Patronów – link tu. Można znaleźć tam moje zdjęcia bez cenzury a dodatkowo niektóre z nich można zobaczyć tylko tam.

Posted by:Vero Szafran

Cześć! Jestem Vero Szafran, prowadzę niekonwencjonalny tryb życia i dzielę się swoim niekonwencjonalnym sposobem myślenia. Moje zainteresowania oscylują wokół psychologii, duchowości i pisania. Dodatkowo także fotografuję. Rozwój duchowy jest jednak głównym moim polem działań i to jemu oddaję największą przestrzeń każdego dnia. Od grudnia ubiegłego roku nie posiadam stałego miejsca zamieszkania, więc żyję w różnych miejscach i lubię myśleć, że świat jest moim domem. Mam ogromny szacunek dla natury i ogrom miłości do siebie i wszystkiego co istnieje. Staram się nieustannie eksplorować życie. Dziękuję, że jesteś!